piątek, 27 lipca 2012

Jesteśmy niewolnikami rzeczy...







Jesteśmy niewolnikami rzeczy. Zawładnęły nami w niemal każdej dziedzinie życia. Awaria telefonu i czujemy się jak bez ręki, zagubieni, poza światem. Popsuty samochód i stoimy w miejscu. Awaria komputera i nie potrafimy sobie zorganizować czasu. Co krok coś nas więzi: lodówka, kuchenka, pralka, żelazko, telewizor, szczoteczka do zębów, buty, widelec, kubek… Zdaje się nam, że jesteśmy wolni. Czasem owszem tak bywa, jednak dziękujemy za to rzeczom, które nas otaczają nie narzucając nam innych planów aniżeli te, które powzięliśmy, bo wystarczy jeden ich kaprys byśmy poczuli jak zależni od nich jesteśmy. Pomagają - to bardziej niż pewne ale zarazem zniewalają, często decydując o naszym czasie, zmieniać bieg naszego życia.  

piątek, 20 lipca 2012







Często mam wrażenie, że trwalsze od nas ludzi są rzeczy, które wytwarzamy. Bo czyż nie jest tak, że nawet śmieci do których powstania się przyczyniamy zostaną na tym świecie dłużej aniżeli my? Przemijamy… jakże często o tym zapominamy. Żyjemy jakbyśmy byli nieśmiertelni ciałem, a ono przecież umiera. Wierzymy w nieśmiertelność duszy jednak co z tego jeśli nie troszczymy się oto by podnosić jej wartość dobrymi uczynkami.
Dodaje kolejne słowa, one też będą trwalsze ode mnie… czyż to nie jest przerażające? Takie są fakty nic na to nie poradzimy. Jedyne co nam zostaje to chwytać każdą z chwil, przeżywać je intensywnie, czyniąc dobro, by gdy przeminiemy pozostać na dłużej w pamięci ludzi, bo w ten sposób przedłużymy nasze trwanie na ziemi. We wspomnieniach tych, których kiedyś pozostawimy zawsze będziemy żywi.


czwartek, 19 lipca 2012

Czas...





Jednym z najcenniejszych darów jaki otrzymaliśmy jest nasz czas. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym jak nim gospodarujemy. Ogrom chwil marnujemy na sprawy błahe, niepotrzebne. A czasu minionego nie odzyskamy, nawet teraźniejszość w mgnieniu oka staje się przeszłością. Jedyne na co mamy wpływ to czas przyszły którego z każdą minutą mamy coraz mniej. Widzę jak szybko minuty łączą się w godziny, godziny w doby, doby w tygodnie, a te niepostrzeżenie w miesiące by scalić się w rok i tak właśnie szybko lata uciekają.

Jak wykorzystać pozostały mi czas? Czy uderzanie w klawiaturę jest jego marnowaniem czy może rodzi refleksje i pomaga go lepiej planować? Czas ciągle mija jakby nieuchwytny, a jednak w jego trakcie pojawiają się te oto myśli, słowa niczym jakiś symbol mojej obecności, znak mojego życia, kilka minut uchwyconych nieudolnie ale jednak pozostawionych na dłużej.

Jeśli to czytasz poświęcasz swój czas, by Ci go więcej nie marnować za moment kończę. Jeśli dzięki tym kilku zdaniom zastanowisz się nad tym jak przeżywasz swój czas będzie to jakiś owoc mych i zarazem Twych chwil. Marnujmy jak najmniej czasu, nie pozwalajmy na to by nasze życie minęło nieprzeżyte. 


Jest wielka różnica między być, a żyć.


Kocham...


Gdy przed zaśnięciem masz o kim myśleć i myśl podobna dobra, radosna o Tobie rodzi się w osobie o której myślisz - jesteś szczęśliwy. Zasypiasz z nadzieją, że we śnie się spotkacie, zarazem niecierpliwisz się kiedy wstaniesz by znów wraz z dniem móc spędzać z nią czas - masz w niej sens życia. Patrzysz na nią i serce się raduje, słuchasz i nie potrzebna Ci muzyka. W jej ramionach znajdujesz spokój, dłoń Twoja w jej dłoni czuje się spełniona wiedz, że to najpiękniejsze co spotkać Cię może. Bo jeśli kochasz i jesteś kochany znalazłeś skarb, znalazłeś istotę i sens tego świta.
Kocham i jestem kochany. Dzięki miłości uchwyciłem nowy rytm życia, radosny taneczny. Jestem szczęśliwy i mam komu dawać szczęście.


Życzę każdemu miłości… 

środa, 18 lipca 2012

Kto widział kiedykolwiek Wisłę....





Kto widział kiedykolwiek Wisłę ten ma swoje zdanie na temat jej czystości. Na pierwszy rzut oka woda nie zachwyca przejrzystością i kolorem, a jednak ja zauważyłem jej zadziwiająco piękne i przejrzyste oblicze. (na zdjęciu Wisła uchwycona z góry na moście w Nagnajowie - Tarnobrzeg).

Czyż z ocenianiem ludzi nie mamy podobnie? Oceniamy to co powierzchowne widoczne po pierwszym spojrzeniu. Często nie dajemy sobie szansy na wnikliwszą obserwację, widzimy w dwóch barwach albo coś jest czarne albo białe. Nie chcemy widzieć kolorowo. Ulegamy temu co powierzchowne. A każdy z nas zasługuje na odnalezienie w nim piękna. Każdy...


wtorek, 17 lipca 2012

Nigdy nie miał wątpliwości...









Nikt nigdy nie miał  wątpliwości co do wielkości i prawdziwości ich uczucia. Takiej miłości każdy pragnie, taką miłością wielu żyje czerpiąc jak z własnego źródła. Był wtedy piątek, piątek trzynastego, marzec, gdy spojrzeli na siebie po raz pierwszy. On za namową znajomych zjawił się tam gdzie ona bywała dość często. Nie był to najlepszy okres jego życia, męczony ciągłymi smutkami, ciosami zadawanymi przez los, ciosami częstymi i celnymi padającymi najczęściej na bezbronne serce, żył w smutku coraz bardziej wypalającym swe piętno na jego delikatnej twarzy. Nie spodziewał się tam niczego, po prostu przyszedł by nie sprawić zawodu znajomym. Przyjaciół nie miał, być może dlatego coraz bardziej zamykał się w sobie. I stało się, ona pierwsza uśmiechnęła się do niego, by po kilku chwilach stać obok niego przeżywając czas na powolnym poznawaniu się nawzajem przez krótkie zdania wypowiadane delikatnie, by nie powiedzieć zbyt wiele. Tego dnia po raz pierwszy od niepamiętnych czasów poczuł, że jego serce szczerze się raduje. Po spotkaniu wracali razem do domu, jednak nie odprowadził jej do końca z przyczyn niewiadomych, trudnych do przypomnienia. 

Z powodu spotkania jej i tej nagłej radości, która na niego nagle spłynęła zapomniał poprosić ją o numer telefonu czy choćby o adres, nie znał jeszcze jej nazwiska, nie miał śmiałości spytać? Chwilami myślał, że to co go spotkało to tylko sen, że niebawem się obudzi dnia czternastego w sobotę i dalej będzie żył swym smutnym życiem bez porywów uczuć, uśmiechów radości. I tak też myślał po przebudzeniu rankiem  dnia kolejnego.
Nie szukał w swym życiu złudzeń, dlatego myśl o niej zabijał ciągle i na nowo w zalążku. Nie chciał cierpieć, a w dodatku jego wrodzona wciąż rozwijająca się z biegiem dni nieśmiałość sprawiała, że bał się przejąć inicjatywę. Nie czekał na cud, dlatego nie mogę stwierdzić „nie czekał długo” na to by znów się spotkali. To ona go odnalazła, to ona pierwsza zaproponowała spotkanie, pierwsza chwyciła go za dłoń, jednak za nim to nastąpiło wiele wątpliwości, chwil smutnych i radosnych razem przeżyli. Ona początkowo dość mocno zapuściła się w to uczucie, gdy on wpadł w jej nurt, ona wyszła na brzeg miotana różnymi nastrojami, on tam ciągle tkwił po uszy. Nie przeszło to obok niego obojętnie, tyle wątpliwości, takich wahań nastroju nie przeżył nigdy do tej pory. Tym razem naprawdę kogoś pokochał.


            Los ma to do siebie, że jeśli coś ma się wydarzyć to wcześniej, czy później się to wydarzy 

i tak stało się z ich miłością. Ona na pewnym etapie ich znajomości uświadomiła sobie, że go kocha i początkowo wiedza ta siała zamęt w jej zachowaniu. On niemal od początku tej znajomości był przekonany, że to co do niej czuje to prawdziwa miłość. Z biegiem wydarzeń przełamał swą nieśmiałość, która nagle stała się czymś jakby niebyłym w jego życiu. Powiedział jej o swym uczuciu, ona przyznała się do swojego i wtedy tak naprawdę stało się to co miało stać. Ona chwyciła go za rękę, przytuliła, on ją po raz pierwszy pocałował. I stało się coś niezwykłego, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki dwa różne życia, miotane wątpliwościami i lękami odnośnie obiektów swych uczuć i uczuć samych w sobie stały się jednością. Znikły wszelkie bariery, do tego momentu niemal zupełnie nie znane sobie osoby stały się niczym kryształ przejrzyste, jakby znane od zawsze. Ktoś kiedyś twierdził że miłość to poszukiwanie swej drugiej połowy, której zostaliśmy pozbawieni przed przyjściem na świat, a cel naszego życia to odnaleźć ją by w pełni odnaleźć i zrozumieć siebie. I oni w tamtej chwili byli tego świadomi że w ich życia wkracza coś mistycznego, duchowego, wielkiego, znaleźli sens, siebie część.
            Mijało pół roku znajomości, czasu niemal non stop spędzanego razem, gdy on się jej oświadczył. Jest coś niezwykłego w miłości, że jeśli się jej szuka to czas nie miłosiernie się dłuży, jeśli się ją znajdzie  czas zbyt szybko ucieka. Oni to odczuwali dlatego nie pozwalali na to by w ich życie wtargnęła szarość i monotonia bycia, chcieli je zagłuszyć swoim uczuciem, które każdego dnia stawało się silniejszym, dlatego chcieli jak najszybciej ze sobą zamieszkać. I stało się tydzień po oświadczynach kupili niewielkie mieszkanko na obrzeżach miasta. Dwa miesiące później byli już mężem i żoną. Urządzili się wygodnie, wspólne życie bardzo im służyło, znajomi nie mogli się nadziwić jak to jest możliwe, że miłość może być tak wielka i z biegiem dni zamiast słabnąć wciąż rosnąc, sprawiając z każdym dniem większą radość. Odkąd się poznali nie potrzebowali już znajomych, wystarczało im wzajemne towarzystwo, jednak to znajomi potrzebowali ich, by napawać się ich szczęściem, by podziwiać tę miłość. Zgadzali się na wszelkie spotkania, choć z lekką dożą smutku, gdyż  martwiło ich, że ktoś zabiera ich cenne godziny miłości, z tego krótkiego życia tu na ziemi, a żadne z nich nie było pewne tego co się stanie z ich uczuciem po śmierci, choć wierzyli, że już na wieczność będą razem.
            Życie ma to do siebie, że zazwyczaj nie daje nam tego co od niego oczekujemy. Dwa lata po ślubie po usilnych próbach poczęcia dziecka, okazało się, że oboje są niepłodni. Los nie równo rozdaje swoje dary, o tym każdy jest się w stanie przekonać, spoglądając na dotychczasowe życie.  Oni dostali wielką miłość, niektórzy dostawali dużo dzieci lecz słabą miłość. Życiowy optymizm, którym od początku swej znajomości każde z nich zarażało siebie nawzajem sprawił, że podeszli do tej sprawy spokojnie, nie załamując się.
-          Tak chciał los -  tłumaczył jej.
-          Najwidoczniej, ale dzięki Bogu mamy siebie.
Przez to doświadczenie losu ich uczucie stało się jeszcze mocniejsze, sprawiali wrażenie, że wkrótce ustalą jakiś nie osiągalny dla innych rekord świata w wielkości i sile miłości. Z powodu braku potomstwa, on do swej miłości dołożył miłość jaką miał zarezerwowaną dla dziecka, i z tego powodu ona stała się jego drugą połową, ukochaną żoną i zarazem córką, on dla niej stał się synem.
            Dziesięć lat później przeprowadzili się do pięknego domu na wsi niedaleko miasta, do dzielnicy zwanej willową. Dóbr materialnych nigdy im nie brakowało, jednak oni nie przywiązywali do nich większej wagi. Miłość była tym prawdziwym skarbem, w który należało inwestować, który należało ochraniać i pielęgnować.
Wokół domu rozciągał się piękny ogród, i to jemu poświęcali najwięcej swego czasu oczywiście na wspólnych pracach, gdyż już dawno doszli do wniosku, że nic tak bardzo nie rozwija uczuć, i nic tak bardzo nie wpływa na poznanie drugiego człowieka, jak wspólna praca.
            Po kolejnych dziesięciu latach doszli do takiego etapu życia, na którym już w pełni mogli porzucić pracę zawodową i wieść dostatnie spokojne życie razem. Postanowili oddać się podróżom. Zwiedzali cały świat wzdłuż i wszerz. Byli ciekawi różnych miejsc globu, chcieli zaznać swej miłości pod każdą szerokością geograficzną i  to robili.
Zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki, pierwsze siwe włosy, a ich miłość ciągle rosła, zakwitała, zadziwiała.


Nastał czas jesieni życia i tak się złożyło, że jesień jego życia dobiegła jesienią w październiku. Był wtedy piątek, piątek trzynastego, październik, gdy spojrzeli na siebie po raz ostatni. Zmarł w domu, przy łóżku siedziała ona, połówka, której kazano dalej żyć. Miała żal do Boga, że nie zabrał ich razem, że ją tu samą zostawił, płakała całymi dniami, wierząc, że niebawem także umrze by znów się z nim połączyć tym razem na zawsze.
Wszedł w jasność stanął przed obliczem Boga.
-          Z czym przychodzisz Pawle? – spytał go.
-          Boże chciałbym mieć możliwość, odwiedzania mej ukochanej Kasi.
-          Dobrze spełnię Twą prośbę, ale możesz ją odwiedzać tylko nocą, wchodząc drzwiami.


Lecz los bywa okrutny dla żywych mimo, że Bóg lituje się nad zmarłymi, a czemu? Bo ona z przezorności i strachu zawsze odkąd on nie żył  po kilka razy sprawdzając zamykała drzwi na klucz.



                                                                                                  Piotr Ciździel.



Mimo młodej godziny wypełnia mnie senność, zapewne to ta pogoda. Chciałoby się pospać niczym ten piesek ze zdjęcia niewinnie snem spokojnym, dziecinnym, ale czemuś szkoda mi dnia. Pogoda w kratkę nie zachęca do spacerów. Za oknem szaro i ponuro, pada i nie pada, naprzemiennie. Ktoś do końca nie wie jak ma wyglądać ten dzień trzymając ludzi w niepewności. 

Zastanawiam się nad formą i kształtem tego bloga. Ma on być formą przedstawienia mego czasu uchwyconego, czyli spisanych myśli, wierszy, chwil uchwyconych na zdjęciach. Na dzień dzisiejszy nie postanowiłem jaki on będzie. Czas i moje chęci pokażą. Mam wielką nadzieję, że nie będzie paplaniną dla samej paplaniny lecz próbą utrwalenia tego co wartościowe, uczące i dobre, lecz czy sama nadzieja sprawi, że będzie on przedstawiał jakąkolwiek wartość nie wiem. Warto próbować, a z prób tych wyciągać jakiś wewnętrzny rozwój swojej osobowości. 




Każdy z nas potrzebuje swego miejsca do zadumy, kąta w którym myśli zmierzają do wewnątrz naszego jestestwa...